piątek, 26 stycznia 2018

Jak to z kotami właściwie jest?

Wprowadzając się do nowego mieszkania, byłam pewna jednego, przygarnę zwierzaka ,ponieważ dla mnie dom bez milusińskiego stworzonka nie jest prawdziwym domem…




Dlaczego koty?

Przed wyborem zwierzęcia, które zamieszkało ze mną musiałam przeanalizować to jak mój tryb życia będzie wyglądał, w sumie nie wiedziałam w tamtym momencie jak to rzeczywiście będzie wyglądało, dlatego nastawiałam się na psa rasy jamnik, o wymarzonym umaszczeniu merle. Ale zaraz zaczęły się głosy innych. „Po co ci pies?” „Wiesz, że to nie będzie tak jak w starym domu wypuszczanie psa samopas?” „Będziesz musiała z nim wychodzić na spacery.”

Zgrzyt.

Poczułam się jak małe dziecko, które psa ma jako zabawkę, przygarniając zwierzę, byłam świadoma obowiązków wobec  niego, tym bardziej ,że przez 15 lat mojego życia miałam to zwierzę i wiedziałam jak to wygląda.
Pewnego dnia zastanawiając się nad zwierzakiem, dostałam wiadomość ,że Szefowa siostry ma kocięta na oddanie, bo przybłąkała się do niej ciężarna kotka ,która się okociła, były 3 małe, w pierwszej chwili odmówiłam, bo gdzie ja i koty, to nie mój świat.
Jednak z czasem zaczęłam się nad tym zastanawiać, dokładnie gdy zobaczyłam zdjęcia tych szkrabów, moje serce skradł czarny kociak, który później dostał hipsterskie imie Biała.
Zaczęłam czytać o kotach, dowiadywać się o ich potrzebach i jak z nimi funkcjonować, mimo to nie docierało do mnie to, że kot to nie pies.

Złe dobrego początki.

Po zaczerpnięciu języka u znajomych postanowiłam wziąć dwa koty i mimo późniejszej krytyki, nie żałuję tej decyzji, ponieważ nie miałam problemu z niewybawionym kotem i ogólnie widzę, że lepiej się chowają razem.
Gdy zapadła decyzja o przygarnięciu kotów, zaczęły się przygotowania do ich przyjęcia, jako ,że dziewczynie od której brałam koty bardzo zależało na tym abym to ja je wzięła ponieważ wiedziała, że u mnie będą miały dobrze dostałam sporą wyprawkę: kuwetę, żwirek, transporter, miseczki, obróżki, jedzenie, a także osiatkowanie balkonu! Nie powiem, w tamtej chwili bardzo przydała mi się ta pomoc, ponieważ nie byłabym w stanie tego wszystkiego zagwarantować.
Kupiłam też trochę od siebie jedzenia dla nich, typowo Whiskas i Winston, bo wydawało się w miarę tanio i rozsądnie, jednak na szczęście później zmieniłam zdanie i zaczęłam mądrze karmić t bestie.
Gdy koty przyszły do mnie poczułam się jakbym dostała w twarz obuchem, tak bardzo złe miałam o nich wyobrażenie, pierwsze co wiedziałam, że nic na siłę, koty przyszły i się pochowały, czekałam parę godzin i zaczęłam się martwić ,że coś jest nie tak, bo z psem ta aklimatyzacja przeszła szybciutko, a one dopiero następnego dnia zaczęły poznawać mieszkanie (Co i tak jak na kocie standardy, jest dosyć szybko.)
Ale pojawił się kolejny problem, kuweta.
Gdy robiły drugą sprawę, śmierdziało niemiłosiernie, nawet jak na standardy tych spraw, potem jeszcze zaczęło się sikanie na różne rzeczy, byłam załamana i po tygodniu chciałam je oddać!
Jednak moje ego,  dzięki losowi, wsparło mą dumę i postanowiłam to rozwiązać, a nie pozbyć się problemu. Bo wiedziałam, że będę miała wyrzuty sumienia gdy moja opinia zostanie nadszarpnięta, a potem znając życie podśmiewaliby się ze mnie.


Pamiętajcie, koty nie są złośliwe!

Gdy kot załatwia się poza kuwetą, zazwyczaj myślimy, iż przytrafił się nam złośliwy osobnik, otóż nie!
Kot ,który załatwia swe potrzeby za miejscem do tego przeznaczonym, sygnalizuje nam o swoim problemie, może to być problem zdrowotny, nieodpowiedniego żwirku, a także behawioralny.
Ja przeanalizowałam swoją sytuacje i postawiłam na żwirek i bingo!
Po zmianie żwirku z silikonowego na bentonitowy problem ,załatwiania się poza kuwetą zniknął, jednak wracał sporadycznie gdy żwir był zbyt zużyty, wtedy wiedziałam ,że trzeba posprzątać, z początku miałam problem z systematycznym czyszczeniem kociej toalety, ponieważ nie wiedziałam jaką częstotliwość sobie obrać, mówiono mi ,żebym nie sprzątała zbyt często ,bo koty staną się zbyt wybredne i będę miała problem, po długich próbach i błędów ustaliłam, że sprzątać muszę 2x dziennie, rano i wieczorem, chyba ,że widzę iż jest taka potrzeba to sprzątam częściej.
Jednak zapach smrodu kuwety pozostał i byłam załamana gdy przychodzili goście i mówili, że śmierdzi, mimo ,że kuweta była świeżo wysprzątana, to po długich rozmyślaniach co jest nie tak, po zastanowieniu się i rozmowach, zmieniłam dwa kolejne czynniki w życiu moich kotów, znów zmiana żwirku na kukurydziany, z całego serca polecam, zapach znikł i można go utylizować w toalecie, jednak miałam problem z przestawieniem kotów na nowy, ale tutaj pomogła mi metoda mieszania żwirków.
Kolejnym co zmieniłam to była zmiana karmy, po dołączeniu na forum edukacyjne, dowiedziałam się ,że marketówki to zwyczajne gówno. Najlepszą dietą dla kota jest BARF, jednak nie czuje się na siłach by taką dietę prowadzić więc wybrałam puszki z dużą zawartością mięsa tj. Mac’s, Feringa, Animonda. Jest też jeszcze kilka dobrych karm, ale ja postawiłam na te.
Dla porównania marketówka ma tylko 4% produktów pochodzenia zwierzęcego, natomiast lepsze karmy mają od 75%, aż do 95% zawartości mięsa! A biorąc kota musimy wiedzieć, że jest on ŚCISŁYM MIĘSOŻERCĄ. Po zmianie karmy, miałam trochę rewolucji, bo nie wiedziałam, że koty przestawia się powoli na nową karmę, ale gdy się wszystko uregulowały, sprawy kuwety zamknęłam na amen.


Ile wydaje miesięcznie na koty?

Tu, jest kolejny drażliwy temat, zawsze jest mi zarzucane ,że przesadzam.
Przez pierwszy rok życia ,koty rosną i powinny dostawać jedzenie na zawołanie, karmiąc je lepszymi puszkami, kot szybciej się najada , mniej jedząc. Moje koty dostają 2x dziennie po 100g jedzenia plus suche. Temat suchego jedzenia zostawimy na później. Z początku gdy nie wiedziałam jak je i czym żywić wydawałam dużo pieniędzy, raz nawet wyszło ponad 400zł! Czyli 200zł na jednego kota! Masakra!
Obecnie gdy już wszystko mam ustabilizowany na obydwa koty idzie 200zł w porywach do 300, gdy zamawiam zapas żwirku na ok pół roku, miesięcznie.
Myślę, że gdy koty dorosną i będą mniej jeść ta cena zmniejszy się o połowę.
No dobrze, wydawać by się mogło, że to i tak dużo, bo puszeczka  z marketu kosztuje w sklepie 2-3zł, a taka Animonda (bo tylko ona jest dostępna stacjonarnie) 5-6zł.
Na pierwszy rzut oka to znacząca różnica czyż nie?
Otóż niezbyt, bo kot takiej Animondy mniej zje szybciej się najadając, a po marketówce szybko głodnieje ponieważ nie dostarczymy mu najważniejszych składników i przeleci to szybko przez niego.
Patrząc na dłuższy okres czasu zdrowe żywienie ma kolejne plusy, gdyż koty często chorują z powodu braków odpowiedniej diety czy wypijania potrzebnej ilości płynów, co do picia koty z zasady mało piją dlatego musimy być wyczuleni na tym punkcie.
Wracając do tematu, karmiąc odpowiednio kota zmniejszamy ryzyko pojawienia się u niego chorób, przez co koszty na leczenie u weterynarza będą znacznie mniejsze, a kot nie będzie miał także problemu z nadwagą. No chyba, że nie będzie miał zapewnionej odpowiedniej dawki ruchu, ale to już zupełnie inna para kaloszy.
Na koniec poruszę temat suchej karmy, kot, tak jak wspomniałam, mało pije, a poprzez jedzenie dostarcza sobie większą ilość potrzebnej wody, dlatego nie powinny jeść wcale tego typu karm, poza tym ich uzębienie nie jest przystosowane do gryzienia chrupków, przez co z tym też mogą pojawić się problemy.
Ale nie bójcie się, nie popadłam w skrajność, moje koty jedzą suchą karmę, dotychczas były to sławne śmieciowe karmy, z niską zawartością mięsa, jednak powoli przestawiam się na karmę wysokomięsną, te jednak są dosyć drogie, dlatego dopiero teraz to robię i malutkimi krokami, jednak jeśli mam podawać suche to wolę im jak najmniej szkodzić.

Są różne szkoły karmienia i żadnej nie neguję, każdy zgodnie z własnym sumieniem niech karmi tak jak uważa.

Czy nadal żałuje posiadania kotów?


Nie, inaczej nie poznałabym tej słodkiej kociej miłości, mruczenia, kocich całusków, pobudek o piątej rano, czy też miauknięc w ramach odpowiedzi na padające z mojej strony pytania.
Jednak czasem jest mi strasznie przykro, gdy ktoś krytykuje moją decyzje o przygarnięciu Rudej i Białej, oraz gdy słyszę od alergików, że zamknęłam im swój dom i nie mogą do mnie przyjść, a usłyszałam to już od paru różnych alergików kilka razy, jednak nad tą sprawą myślę tak jak nad kotami, czyli nie jak pozbyć się problemu, ale jak go rozwiązać, bo chcę by zgodnie z moją zasadą, każdy mógł do mnie przyjść .


4 komentarze:

  1. Ja zaadoptowałam kotkę rok temu i była to najlepsza decyzja w życiu. Tyle miłości i frajdy (nie w rozumieniu kot = zabawka, oczywiście!). Nie wyobrażam sobie teraz wracać do pustego domu...
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    www.wydru.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Koty to rewelacyjne zwierzęta, mam 3 kociaczki, więc coś o tym wiem! <3
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie!

    lublins.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja Zuzka to ewenement w domu. Wygląda dość specyficznie jak na przybłędę, a mianowicie posiada niezwykle długą sierść (kminimy wszyscy, czy aby nie jest jakimś mieszańcem). Jest prawie całkowicie czarna, poza drobnym "krawacikiem" z przodu ciałka. Gdy chce czegoś, przychodzi i miauczy. Jak miauczy cicho - "mogę prosić o uwagę?", ale jak drze mordę na pół domu - "dawaj jeść, k...a!" i trzeba zareagować. Jest również niesamowitą przylepą. Łasi się do wszystkich, nawet do obcych. W domu, rzecz jasna, bo poza domem już bardziej nieufna, typowo kocie zachowania. Gdy wychodzę na spacer z Miką, naszą spanielką, Zuzka nam towarzyszy. Dosłownie jak cień. Idzie za nami, po czym wraca. Usposobienie Zuzki względem Miki również bardzo ciekawie się prezentuje. Obie panie darzą siebie szacunkiem, mogą leżeć razem np. na kanapie albo krzesełku (Zuzka na krzesełku, Mika pod nim). Mika też posiada niewybredny zwyczaj molestowania Zuzki; chodzi po niej, daje ogonem w pyzior, nawet na nią skacze. Zuzka ma kompletnie wylane. A i tak widzę, jak słodko ociera swój pyziorek o pyziorek Miki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja kocham koty. Całe życie były wśród mnie. Wychowywałam się z nimi, więc rozumiem Twoją miłość do tych zwierzaków. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń