Zgodnie z zapowiedziami, blog staje się bardziej
life stylowy, a ja staram się pisać częściej.
Kim jestem?
Nazywam się Paulina, mam 24
lata i pochodzę z Gdańska, od urodzenia choruję na Zespół
Freemana-Sheldona (Plus Osteoporoza i możliwe, że kilka innych towarzyszących
chorób też :P), jestem jednym z 80 przypadków zdiagnozowanych do roku 2002 w
całej Europie (Łał, mogę czuć się wyjątkowa!), obecnych danych znaleźć nie
mogę, ale i tak spostrzegłam, że zachorowalność na tą chorobę wzrosła, mimo to
nadal jesteśmy rzadkim przypadkiem, co skutkuje czasem absurdalnymi sytuacjami
u lekarzy.
„-Dzień dobry, na co Pani choruje?
-Dobry, na zespół Freemana-Sheldona
-Ooo, pierwszy słyszę, może mi Pani powiedzieć na czym to polega? Albo napisać nazwę na kartce bym mógł sobie to potem wygooglować?”
O tak, gdy słyszę to, flaki się we mnie przekręcają, ale po
trochu takie sytuacje rozumiem, skoro byłam prawdopodobnie 1 z 3 przypadków na
całą Polskę (To też są dane sprzed paru lat), jednak trzeba zauważyć, że młodzi
lekarze już wiedzą co to za przypadek, ostatnia wizyta na usg kolana mile mnie
tym zaskoczyła, ponieważ młodemu Panu lekarzowi nie musiałam już mówić co i jak
J
No dobrze,
ale czym jest ten zespół Freeman-Sheldon?
Ponieważ nie jestem lekarzem, muszę posiłkować się wiedzą z internetu, jednak znalazłam bardzo ciekawy link, w którym wszystko jest opisane, zaprzaszam TU
Ponieważ nie jestem lekarzem, muszę posiłkować się wiedzą z internetu, jednak znalazłam bardzo ciekawy link, w którym wszystko jest opisane, zaprzaszam TU
Mój przypadek?
Największe problemy mam z nogami, resztę ciała można powiedzieć, że choroba mi w miarę darowała.
Poruszam się za pomocą wózka inwalidzkiego, jednak po domu chodzę, ze względu na to iż moje nogi były końsko-szpotawe po urodzeniu, przez co musiałam przejść wiele operacji ,są nieco zdeformowane niż normalne i nie posiadam pełnej władzy nad nimi (Niedowład Kończyn dolnych)
Moje ręce najmniej chyba oberwały ze wszystkiego, teoretycznie mam je sprawne, jednak choroba też odbiła na nich swój ślad ,który odbija się na moim okropnym piśmie (I tak dobrze, że piszę! Długo musiałam się tego uczuć). Mam też problemy z szybkim pisaniem, zawsze piszę wolniej, w szkole podstawowej pisali za mnie nauczyciele, dopiero w gimnazjum udało mi się wyćwiczyć szybsze pisanie ,tak że już nadążałam za klasą, jednak jeśli tempo jest zbyt szybkie gubie wątek i przestaje pisać (Potem spisuje od kogoś notatki na spokojnie)
Największe problemy mam z nogami, resztę ciała można powiedzieć, że choroba mi w miarę darowała.
Poruszam się za pomocą wózka inwalidzkiego, jednak po domu chodzę, ze względu na to iż moje nogi były końsko-szpotawe po urodzeniu, przez co musiałam przejść wiele operacji ,są nieco zdeformowane niż normalne i nie posiadam pełnej władzy nad nimi (Niedowład Kończyn dolnych)
Moje ręce najmniej chyba oberwały ze wszystkiego, teoretycznie mam je sprawne, jednak choroba też odbiła na nich swój ślad ,który odbija się na moim okropnym piśmie (I tak dobrze, że piszę! Długo musiałam się tego uczuć). Mam też problemy z szybkim pisaniem, zawsze piszę wolniej, w szkole podstawowej pisali za mnie nauczyciele, dopiero w gimnazjum udało mi się wyćwiczyć szybsze pisanie ,tak że już nadążałam za klasą, jednak jeśli tempo jest zbyt szybkie gubie wątek i przestaje pisać (Potem spisuje od kogoś notatki na spokojnie)
Twarz jest chyba ostatnim najistotniejszym elementem mojej
układanki, na szczęście jakoś tego nie widać, ale ja przez tyle lat zdążyłam to
wychaczyć. Posiadam lekką dysmorfię twarzy, a opadające powieki to moje małe
katharsis, ponieważ przez to wyglądam czasem jak naćpana/ bądź znudzona, co
zniechęca niektórych rozmówców.
Na dzień dzisiejszy chyba mam najwięcej problemów z jamą usta, podniebienie mam zniekształcone, a buzi za bardzo nie mogę otworzyć, co niestety skutkuje moim małym seplenieniem, oddychaniem (Oddycham przez usta, a nie nos, czego kiedyś usilnie próbowano mnie oduczyć)
Moją największą zmorą są zęby, które szybko się psują przez to ,że nie mam możliwości dokładnego ich wymycia a w ustach przez większość czasu zalega mi ślina, no i oczywiście za bardzo lubię słodkie.
Na dzień dzisiejszy chyba mam najwięcej problemów z jamą usta, podniebienie mam zniekształcone, a buzi za bardzo nie mogę otworzyć, co niestety skutkuje moim małym seplenieniem, oddychaniem (Oddycham przez usta, a nie nos, czego kiedyś usilnie próbowano mnie oduczyć)
Moją największą zmorą są zęby, które szybko się psują przez to ,że nie mam możliwości dokładnego ich wymycia a w ustach przez większość czasu zalega mi ślina, no i oczywiście za bardzo lubię słodkie.
Tyle przynudzania o mej chorobie, wybaczcie, jednak czuje,
że byłam wam winna trochę wyjaśnień.
Mój punkt
życiowy w którym obecnie się znajduję.
Obecnie stoję na progu dorosłości i samodzielnego
życia.Mój start w samodzielność zaczął się okropnie i nikomu tego nie życzę.
Niecałe 11 miesięcy temu odeszła moja mama- która uczyła mnie życia, nie rozczulając się nad moją niepełnosprawnością (I dobrze!). Chorowała na raka, od zdiagnozowania aż do momentu końca wszystkiego minęło ok. 10 miesięcy, to był bardzo trudny okres dla mnie i mego rodzeństwa, robiłam wszystko co mogłam by dać mamie jak najlepszą opiekę ze swej strony.
Po jej odejściu minęło niecałe 5 miesięcy ,gdy byłam zmuszona opuścić dom rodzinny i stałam się osobą bezdomną, od tej pory tułam się po znajomych i rodzinie i jakoś to leci.
Tak, są chwile ,że mam napady stanu depresyjnego, czasem muszę nieźle się nagimnastykować w umyśle by rano wstać, czasem się zastanawiam jaki to ma sens? (Trudno mi się o tym pisze, powiedzieć już bym nie potrafiła)
Jednak w takich chwilach, najważniejsze jest to by mieć zajęcie, możesz rzygać, ale musisz coś robić bo inaczej zwariujesz.
Na chwilę obecną, mogę powiedzieć, że życie zaczyna mi się układać, a najgorsze mam za sobą(chyba), pozytywnie patrzę w przyszłość chociaż wiem, że jeszcze sporo pracy mnie będzie czekało, aż wszystko się zupełnie unormuje.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Dlatego rozszerzyłam blog o właśnie te tematy, czułam, że muszę gdzieś pisać o tym i być może jakoś pomóc innym, wbrew pozorom nie mam problemu mówić o swojej niepełnosprawności, ale o uczuciach już tak.
UsuńSzczerze nawet nie wiem co powiedzieć. Mocny wpis i dający do myślenie. Podziwiam takie osoby jak Ty. Nie poddawaj się i bądź silna, w końcu wszytsko się ułoży po Twojej myśli! Ja trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńŻyczę wytrwałości w dorosłym życiu i uśmiechu w każdym nawet trudnym dniu.
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
UsuńPodziwiam Cię....
OdpowiedzUsuńWidzę że google to też źródło wiedzy medycznej...
Kiedyś mi lekarz powiedział że internet to jak lekarz tylko recept nie wypisuje
UsuńNo niby lekarz, ale tą wiedzę też trzeba przesiać, bo zaraz będziesz myśleć, że masz raka. Z wiedzą medyczną z google trzeba naprawdę ostrożnie się obchodzić.
UsuńPierwszy raz nie wiem, co napisać, jak skomentować wpis. Naprawdę nie potrafię. Jedno, co mogę, to mocno trzymać za Ciebie kciuki.
OdpowiedzUsuńDzięki, przyda się!
Usuń... Mam pustkę w głowie... Dlatego nie wiem, jakich słów użyć, by napisać, co poczułam... Z jednej strony swego rodzaju sila do mnie przemówiła. I ją poczułam. Twoja sila... Nie napisze, ze wiem jak to jest, budzic sie czasem i zastanawiać... Czy to ma sens... Próbuje to sobie jednak wyobrazić po swojemu... A po mojemu, to chyba kosztowaloby mnie to bardzo duzo wisilku... Może się mylę... sprostuj, jesli tak. Czuje jednak, ze masz w sobie duzo siły i samozaparcia. Trzymam mocno kciuki i mam nadzieje, ze masz na kim sie wspierać... Zwłaszcza teraz...
OdpowiedzUsuńNie znam cię i niestety nie mogę ci powiedzieć ile kosztowałoby cię to wysiłku, ale mogę zapewnić ze bardzo wiele, te momenty były bardzo ciężkie, teraz na szczęście jest powoli coraz lepiej przez co mam o wiele więcej motywacji do działania.
UsuńNie sądziłam nawet, że ten post wyjdzie aż tak bardzo emocjonalny....
Bardzo, bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki! Los Cię w ostatnich miesiącach nie oszczędził, ale wierzę szczerze, że sobie poradzisz. Czytając Twój tekst czuję siłę, której nikt nie zatrzyma! :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Muszę sobie radzić, bo tak mnie wychowano, jak nie drzwiami, to oknem :)
UsuńTak wiele już przeżyłaś w życiu, że mogę tylko powiedzieć, iż mam nadzieję, że będzie już tylko coraz lepiej! Trzymam kciuki za Ciebie. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń❤️❤️❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń"Jednak w takich chwilach, najważniejsze jest to by mieć zajęcie, możesz rzygać, ale musisz coś robić bo inaczej zwariujesz." Bardzo mądre słowa :) :) I bardzo dobrze robisz, że codziennie wstajesz, próbujesz (nawet jak Ci się nie chce lub uważasz,że nie masz sensu) :) I rób tak dalej :) i nie myśl co będzie, czy coś złego się wydarzy, jak dasz radę itd - nigdy tak naprawdę nie wiemy co dobrego może nam się przydarzyć,jaki mały cud może się zdarzyć i co złego też ;)ale złym myśleniem i przewidywaniem zła też nic nie zdziałamy ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, może nie czas aby o tym mówić, ale powoli robi się coraz lepiej :) Odzyskuje powoli wiarę w świat :)
UsuńBardzo mocny i osobisty wpis... Życzę Ci przede wszystkim dużo siły, wytrwałości, optymizmu (mimo wszystko!) i nie poddawaj się!
OdpowiedzUsuńJak sobie teraz radzisz? Co planujesz? Nadzieja umiera ostatnia, pamiętaj! <3
OdpowiedzUsuńRadzę sobie, bo jestem tego nauczona i dzięki bogu potrafię przystosować się prawie do każdej sytuacji. Co planuję? Jestem człowiekiem planem i w sumie to daje mi energię i motywację, nie chcę o tym mówić jeszcze bo obecnie w moim życiu mijają dni, która bardzo wpłyną na moją dalszą drogę, wbrew mojej naturze muszę siedzieć cichutko, bo a nuż się nie spełni.
UsuńTrzymam mocno kciuki i życzę dużo siły i optymizmu! :*
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńTrzymaj się mocno! Podziwiam Cię za odwagę, której musisz mieć sporo, skoro napisałaś tak osobisty tekst. Nie poddawaj się zarówno w blogowaniu jak i w życiu w ogóle. Mocno wierzę w to, że chociaż bywa ciężko, to i tak warto żyć.
OdpowiedzUsuńDziękuję ,za te słowa, z pewnością będzie lepiej ,bo gorzej już być nie może :P
UsuńKochana to los Cię nie oszczędzał, podziwiam jesteś twardą babką. Dopatruję się w twoim wpisie szczypty sarkazmu, masz dystans do siebie i świata to wielka zaleta. Pozdrawiam i siły przesyłam!!!
OdpowiedzUsuńDziękuje, sił napewno mi trzeba!
UsuńByć sobą ponad wszystko. Tylko tyle i aż tyle. Pokazuj prawdziwą siebie i świat takim, jakim go widzisz. ;)
OdpowiedzUsuńTo właśnie chce robić!
UsuńNo to możesz teraz czas na dobre rzeczyw Twoim życiu? Trzymamy kciuki.
OdpowiedzUsuńZ pewnością od maja zaczął się czas dobrych rzeczy <3 Jestem w szoku jak to zaczeło się zmieniać.
UsuńGratuluję tego odważnego wpisu i życzę wielu dobrych chwil.
OdpowiedzUsuńA lekarze rzeczywiście nie znają wszystkich chorób,nawet tylko z nazwy! Przerabiałam to samo gdy w ciąży ginekolodzy pytali o choroby w rodzinie ;p też nie raz to ja musiałam tłumaczyć co to jest
Mocny i osobisty wpis! Wiele przeszlas i naprawdę noe dziwię się, ze masz okresy zwątpienia. Trzymam kciuki, abybwszystko sie poukladalo. :)
OdpowiedzUsuńKochana, cieszę się że dołączyłaś do grona blogerów. Witamy i życzę ci zdrówka( bo ono jest najważniejsze), radosnych dni i przyjemności z pisania bloga :)
OdpowiedzUsuń